niedziela, 23 czerwca 2013

Wianki czyli Noc Świętojańska i późne rozmowy nocne


Wczorajszą imprezę wiankową rozpoczęliśmy nietypowo - od koncertu jazzowego. W ramach pierwszego koncertu z cyklu Jazz na starówce odbył się koncert Squeezeband. Bardzo oryginalny i nietypowy, wspaniale się słuchający. Na końcu próbka ich możliwości :)

Dalej było już tylko lepiej, tradycyjne wino musujące nad Wisłą i długie nocne rozmowy o polityce, gospodarce, zrzekaniu się obywatelstwa (możliwe??) i związkach. Oczywiście. O stabilizacji, potrzebie swojego miejsca (Jaco), stołu w kuchni (to już ja), poświęceniu i kompromisach. Bo ile jesteśmy w stanie poświęcić siebie? I w imię czego? Udanego związku? Szczęścia ukochanej osoby? A może świętego spokoju lub utrwalania postawy niewolnicy (czy występują też męscy odpowiednicy niewolnic?).

Tradycja Wianków (za Wikipedią) mówi, że noc sobótkowa była nocą łączenia się w pary. Młode naiwne plotły wianki i rzucały je do rzeki, tymczasem młodzi i jurni wyławiali te wianki. Kolejno następowało przyporządkowanie jurnego z wiankiem do właściwiej młodej naiwnej. Podobno dostawali przyzwolenie na samotny "spacer po lesie". Niestety Wikipedia nie podaje historycznych statystyk odnośnie ilości narodzin w okolicach 22 marca.
W tym roku wianków na Wiśle nie widziałam (choć pogoda sprzyjała połowom), a swoich nie puszczałam - ograniczała mnie trochę obecność P.

I fota, Warsaw by night


No i jazzik:



środa, 19 czerwca 2013

iCloud a pozornie czyste sumienie


Jak to cudownie, że wystarczy dodać numer telefonu nowo poznanego boskiego ciała w telefonie i od razu ten sam numer będziemy mieć na wszystkich zintegrowanych urządzeniach jakie jesteśmy w posiadaniu. 
I te wszystkie cudowne foty z imprezy, jak szalałam z dziewczynami i nowo poznanymi boskimi ciałami! Wszystko nagle pojawia się wszędzie. Ileż to czasu zaoszczędzonego!
Nie daj boże tylko, jak się pojawi na sprzęcie z którego korzysta też wybranek. Jeszcze nie wróciłam do domu, a on już wie. Oj trzeba by się było tłumaczyć..

Oczywiście sytuacja jest czysto hipotetyczna :) Ale zagrożenia jak najbardziej realne. I nie chodzi tylko o dostęp wybranka do naszych danych, ale raczej o dostęp osób nieupoważnionych. 
Temat mega-aktualny ze względu na Prism, ale czy naprawdę nie zdawaliśmy sobie z tego sprawy? Przecież anonimowość w sieci to mit.


Raz umieszczone w internecie zdjęcie pozostanie tam na zawsze. Również to kompromitujące.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Yoga, my inspiration <3


Przygodę z jogą zaczęłam jakieś 1,5 roku temu. Na zajęcia wybrałam się bardziej z ciekawości niż świadomego wyboru. 
Co spowodowało że zostałam na dłużej? Dzień po pierwszych zajęciach nie mogłam podnieść rąk. Uczesanie się graniczyło z cudem. Takie zakwasy miałam. Wiem, że zakrawa to o sadomasochizm, ale właśnie tak lubię - skatować się niemiłosiernie i poczuć że żyję. 

Oczywiście wybrałam jedna z najbardziej dynamicznych form jogi - ashtangę. 


Co mi dała joga? Fizycznie jakieś mięśnie (i to nie w śladowych ilościach!), wytrzymałość, przy okazji zabrała parę kilogramów. A duchowo dystans, mnóstwo dystansu. Z wulkanu emocjonalnego stałam się oazą spokoju. Wreszcie moje zachowania są liniowe. Co prawda w dalszym ciągu niektórym udaje się mnie wkurzyć, ale to już raczej kwestia zdolności.

Na zajęciach poznałam mnóstwo niesamowitych ludzi. I faceta też da się znaleźć w szkole jogi - przetestowane!

Joga jest moim niekończącym się źródłem inspiracji.


* Zdjęcia pochodzą z https://www.facebook.com/ynspiration

niedziela, 16 czerwca 2013

Warsaw, my love <3


Do miasta ściągnęła mnie miłość. I bynajmniej nie była to miłość do pieniądza ;)


Wieloletni ówczesny chłopak powziął postanowienie nieskończonego, wydawałoby się wtedy, studiowania. A jak studiować, to tylko w stolycy! No więc wiedziona miłością, obietnicą zmiany statusu związku z "na odległość" na "normalny" oraz banalną chęcią rozwoju (niecodziennie dostaje się ofertę pracy w korpo karmy dla dzieci) przyjechałam.
Wszędzie nowi ludzie, nowe otoczenie, wyzwania. Wszechobecne spaliny potęgujące alergię, niekończące się korki, huk samochodów i dzikie tłumy dookoła. Mimo wszystko odnalazłam się od razu. 
Okazało się, że wykształcenie zdobyte nie-w-stolycy jest równie dobre (czasem nawet lepsze!), a różowy hipsterski rower (i to w czasach przed-hipsterami) wzbudza powszechną ekscytację otoczenia.

I tak już zostałam. Pracę w korpo zamieniłam na nie-korpo audyt (tak też można!). Wiecznego studenta na nowy i chyba dobrze rokujący nabytek. I tylko kota brak.